Sierpień 1942 r., Warszawa, strona aryjska
W ciemnościach niezupełnie poznawała drogę.
Na domiar złego Faust prowadził ją bocznymi uliczkami, chowając się w bramach,
jeśli tylko usłyszał jakiś szmer. Niemniej jednak wydawało jej się, że prowadzi
ją do centrum.
Chociaż lato było w pełni, noc była
chłodna, a ona miała przemoczone stopy i spódnicę. Zmarzła, więc zaczęła
szczękać zębami. Właśnie po raz kolejny przystanęli w bramie, czekając, aż
ucichnie odgłos kroków kogoś, kto szedł po przeciwnej stronie, gwiżdżąc
fałszywie.
– Już niedaleko –
powiedział, zwracając na nią uwagę po raz pierwszy, odkąd wyszli z kanału.
Jego szept: chrapliwy i bardzo
nieprzyjemny, był dla niej takim zaskoczeniem, że drgnęła niespokojnie, a potem
zaczęła szczękać zębami nieco głośniej.
– Już naprawdę
niedaleko – dodał, kładąc jej rękę na ramieniu. Miała ochotę się odsunąć: jego
dłoń była ciężka i lodowata.
– Myhym – mruknęła
jednak tylko, nie wierząc sobie na tyle, by spróbować wyartykułować jakąś
składną odpowiedź.
Oczy same jej się zamykały ze zmęczenia,
więc nie miała pojęcia, ile czasu minęło między wyjściem z owej bramy a
dotarciem do kamiennicy.
Otworzył drzwi wejściowe, wszedł jednak
pierwszy: najwyraźniej po to, by sprawdzić, czy jest bezpiecznie.
– Teraz cicho –
mruknął, gdy zamykał za nią drzwi.
Nim zorientowała się, co się właściwie dzieje,
on ruszył przed siebie. Miała ochotę wbiec na górę, ale coś jej mówiło, że
powinna zachowywać się przyzwoicie i naprawdę cicho.
– W nocy panią Hirsch
potrafi zainteresować nawet najcichszy dźwięk – powiedział wyjaśniającym tonem,
nawet się nie oglądając.
Rachela miała ochotę spytać, kim jest pani
Hirsch i skąd Faust to wie, lecz posłusznie milczała. Mężczyzna zaczął wspinać
się na schody: a szedł powoli, zatrzymując się na każdym stopniu, nasłuchując.
Najwyraźniej nie chciał, by ktokolwiek usłyszał nawet pojedyncze kroki.
Po kilku minutach wyraźnie usłyszała jego
ciężki, przyspieszony oddech. Zupełnie nie pomyślała o tym, jak bardzo on musi
być zmęczony, jak bardzo zdenerwowany. Miała zignorować nakaz milczenia, ale
wtedy się zatrzymał. Stanęli przed jakimiś drzwiami. Faust długo szperał w
plecaku, nim znalazł klucze. Otworzył drzwi i tym razem wpuścił ją pierwszą.
Gdy zapalił światło w przedpokoju,
rozejrzała się ciekawie po wnętrzu, lecz prawdę mówiąc, niewiele było do
oglądania: po prawej miała zamknięte drzwi, zapewne od łazienki, po lewej
światło wpadało do niewielkiej, zagraconej kuchni. Na wprost wejścia przedpokój
otwierał się na salon, zapewne pokój przechodni, ale tam światło nie docierało
na tyle, by mogła mu się przyjrzeć. Sam korytarz był smutny i zupełnie
bezosobowy: skromny drewniany wieszak był jedyną ozdobą ścian, wyłożonych
najtańszą tapetą.
– Czy to jest to…
bezpieczne mieszkanie? – zapytała, zupełnie nieświadomie, szeptem.
– Tak – odszepnął.
Postawił plecak tuż przy drzwiach, obok
kosza na parasole, odsapnął.
– Do kogo należy? Będę
mieszkać tu sama, czy jeszcze z kimś?
Zaskoczył ją po raz wtóry, uśmiechając się.
– Ze mną. Będziesz
mieszkać ze mną. Tylko chwilowo, dopóki nie znajdziemy czegoś – odchrząknął –
odpowiedniejszego.
Rachela przez chwilę stała, zupełnie
oniemiała, otwierając i zamykając usta, mrugając szybko. Potem podeszła do
niego, tak blisko, że ich twarze dzieliły jedynie centymetry. Syknęła ze
złością:
– Jesteś Niemcem!
– Tylko w połowie –
odburknął niesympatycznym tonem, jakby z wyrzutem.
Wyminął ją i wszedł do kuchni.
– To niebezpiecznie.
Dla ciebie i dla mnie.
Nie odpowiedział, rzucił jej tylko pełne
irytacji spojrzenie mówiące „dla mnie to nie pierwszyzna”, zapalił światło w
kuchni. Zrezygnowana podążyła za nim, a on bezceremonialnie pchnął ją na jedno
z dwóch krzeseł, stojących przy niewielkim stoliku. Była zbyt zdezorientowana,
by się oburzyć, by jęknąć boleśnie i choć spróbować rozmasować rozluźniające
się powoli mięśnie.
– Zrobię ci coś do
jedzenia. I zagrzeję wodę do kąpieli. Nie chce być niedelikatny, lecz oboje
cuchniemy, Rachelo Blum – powiedział, tym razem najzupełniej normalnym tonem.
W odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.
Mężczyzna wyciągnął spod stolika duży, emaliowany sagan. Potem wyszedł.
Dziewczyna słyszała jednostajny szum wody. Po kilku chwilach Faust wrócił.
Postawił gar na kuchni, zapalając pod nim ogień. Potem zakręcił się, trzaskając
talerzami, stojącymi na niewielkim blacie.
– Jedzenie, jedzenie… – mruczał, bardziej do
siebie, niż do niej, unosząc pokrywki, pod którymi ktoś przezornie wszystko
ukrył. – Pojęcia nie mam, czy cokolwiek z tego jest koszerne. Pewnie nie…
– Kto chciał w getcie
zachować koszer, ten umarł z głodu – skomentowała.
– Nie chce uwłaczać
jakimkolwiek zasadom twojej religii – mruczał dalej, tak jakby nie usłyszał jej
uwagi. – Powidła? – zapytał, pokazując jej jeden ze słoików.
***
Rachela grzebała łyżeczką w wyłożonych na
spodeczek powidłach, nagle straciwszy ochotę na cokolwiek. Nie widzieć czemu,
znów nabrała przekonania, że wcale nie wydostała się z getta, a cała ta
groteskowa sytuacja jest jedynie snem. Gdyby teraz na przykład się uszczypnęła,
na pewno by się obudziła. Zerknęła na siedzącego po drugiej stronie stołu
Fausta: mężczyzna siedział zgarbiony, otaczając dłońmi filiżankę. Filiżanka
była wyszczerbiona, wyglądała na starą. Mieszkanie też było urządzone dość
ubogo, przede wszystkim staroświecko, bez gustu, co sprawiało wrażenie
tymczasowości: wszystko było tu „na chwilę”; nawet Faust był tu tylko gościem,
nie mieszkańcem – nie był częścią własnego domu, dom nie należał do niego i nigdy
należeć nie będzie. To zabawne, kiedyś myślała tak samo o getcie, ono też miało
być tylko tymczasowym punktem podróży. Faust był sprowadzony do poziomu rzeczy,
takiej samej jak ta wyszczerbiona, tania filiżanka, był rzeczą niestałą,
tymczasową, zawodną. Kimś, kto w każdej chwili może stać się przeszłością,
tylko cieniem dawnej nowości. Rachela uświadomiła sobie, że Faust jest niczym
więcej jak narzędziem. I ona jest narzędziem, równie tymczasowym, co on.
Tylko kto tu kogo wykorzystuje? To było
tajemnicą. Czy Faust jest narzędziem systemu, narzędziem swojego Wodza, czy
narzędziem pewnych kręgów polskiego podziemia? Najbardziej bała się jednak
tego, że Faust jest jedynie narzędziem własnych wyrzutów sumienia.
Westchnęła, raz jeszcze obróciła w palcach kromkę
chleba, którą jej dał, a potem odłożyła ją na talerzyk. Schowała ręce pod
stołem. Podwinęła rękaw swetra, uszczypnęła się mocno. Tak mocno, że aż nie
powstrzymała syknięcia.
– Co ty wyprawiasz? –
zapytał, podnosząc na nią wzrok.
– Nic. Absolutnie nic.
Niemiec wstał, podszedł do kuchenki.
Zajrzał do ogromnego garnka, w którym gotował wodę do kąpieli.
– Uszczypnęłaś się,
prawda?
Nie odwrócił się w jej stronę, gdy pytał,
ale była pewna, że się uśmiechał. Nie wiedzieć czemu, rozwścieczyło ją to.
– Cóż, mam chyba prawo
nie wierzyć w to, co się dzieje. Nie wierzę ci, mimo iż dotrzymałeś w końcu
przeklętej obietnicy.
Milczał, lecz widziała, jak jego ramiona
powoli opadają, jak garbi się i niknie z każdym zdaniem, które wypowiadała.
Kiedy jednak w końcu się odwrócił, wyraz twarzy miał zacięty, oczy zimne.
– Jesteś niewdzięczna.
I nieuprzejma. Ale prawo masz, oczywiście. Wszelkie prawo.
Udało mu się ją zawstydzić. Ton jego głosu
był tak obojętny, że aż karcący.
– Przepraszam –
wymamrotała.
Wzruszył ramionami, gasząc ogień pod
saganem. Wyszedł do łazienki, znów usłyszała szum wody .
Jestem
głupia. Głupia i niewdzięczna.
Gdy
wrócił, nabrała powietrza w płuca i przeprosiła go raz jeszcze. Tym razem na
nią spojrzał, a w jego oczach nie było złości.
– Nie musisz mnie
przepraszać, Rachelo. Doskonale cię rozumiem. A przynajmniej wydaje mi się, że
rozumiem – rzekł.
Zatarł dłonie, przygryzł dolną wargę. Nie
był pewny, co powinien teraz zrobić. Zawahał się, jakby chciał usiąść obok,
lecz ostatecznie tego nie zrobił. Pochylił się tylko, zabierając jej sprzed
nosa chleb i spodek z powidłami.
– Możesz iść, kąpiel
gotowa. Jedzenie zaniosę do twojego pokoju.
***
Długo przyglądała się sobie w lustrze.
Szukała na swojej twarzy znaków: przecież coś musiało się zmienić. Nie,
wyglądała tak samo jak wczoraj: napięta, szarawa skóra, zapadnięte policzki,
wysokie czoło. Żyła na prawej skroni nienaturalnie widoczna.
Czuła pulsowanie krwi. Skupiała się na nim
i uspokajała.
Sięgnęła ku włosom, rozplotła kok. Dawno
już nie nosiła warkocza, nie miała z czego go zrobić: włosy były łamliwe,
większość wypadła. Jeszcze tak niedawno mogła szczycić się grubymi,
błyszczącymi splotami. Dziś była cieniem samej siebie.
Nie. Była zupełnie kimś innym. Nie miała
już ani rodziny, ani przyjaciół, nie zostało w niej ani odrobiny siły na dawne
pasje. Wyglądała też jak zupełnie inna kobieta.
Przed
gettem wszystko było inaczej.
Siedziała w wannie, dopóki woda zupełnie
nie wystygła. Dopiero wtedy też Faust zapukał cicho do drzwi.
–
Powinnaś już wyjść – poinformował ją, tonem zupełnie wypranym z emocji.
Nie był ani uprzejmy, ani niemiły. Racheli
trudno było powiedzieć, jaki właściwie jest. Jedyna odpowiedź, jaka jej
przychodziła do głowy to „nijaki”. Może „dziwny”. A już na pewno
„nienaturalny”.
Kiedy wyszła z łazienki, okazało się, że
stał pod drzwiami. Rachela poczuła się niepewnie. Jego zachowanie było dziwne:
co prawda mogła wyczuć, iż to nie pierwszy raz, kiedy przyprowadza taką akcję,
a jednak miała wrażenie, że ta sytuacja zupełnie go przerasta.
Jesteś
Żydówką, on jest Niemcem, esesmanem. Czemu się dziwisz?
Faust zaprowadził ją do salonu. Stanęła na
progu, rozglądając się ciekawie. Na chwilę zatrzymała wzrok na załamanej
kanapie, na starej lampie i na wypełnionych książkami półkach. Właściwie tylko
ten niewielki zakątek był przytulny, bo wyglądał na używany. Poustawiane
oparciami do stołu krzesła, nienakryty serwetą blat i zaciągnięte zasłony nie
sprawiały wrażenia, że ktoś korzysta z tego mieszkania.
Mężczyzna otworzył szafę. Pomyślała, że
chce ukryć tam plecak z jej rzeczami, więc nie zwracała uwagi na chroboty i
ciche klątwy.
– Wejdź, proszę. – Spojrzała w jego stronę.
Uniosła brew.
Do
szafy?
– Wiem, że to wygląda dziwnie – dodał, gdy
podeszła do niego powoli i niepewnie. Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, więc
dostrzegła cień uśmiechu, choć jego głos pozostawał wciąż obrzydliwe obojętny.
Gdy zajrzała do wnętrza, okazało się, iż za
tylną ścianą szafy – teraz zdemontowaną – znajdują się drzwi do jeszcze jednego
pokoju. Były lekko uchylone, więc z ciekawości pchnęła je nieco. Nie zobaczyła
jednak nic, ponieważ było tam zupełnie ciemno. Weszła więc, nie widząc innego
wyboru. Faust zapalił lampę naftową, która stała na stoliku. Światło jednak nie
docierało do kątów pokoju.
Pokoik był niewielki. Stoliczek, dwa
krzesła, komoda, na której stała miednica i dzbanek z wodą oraz łóżko – to były
wszystkie sprzęty. Na podłodze nie leżał dywan, na ścianach nie było ani
jednego obrazka. Rachela westchnęła.
– Nie wolno ci korzystać ze światła innego
niż to lub ta lampa stająca przy łóżku.
Gdyby to było za mało, w jednej z szuflad powinny być świece. – Ruchem głowy
wskazał komodę. – Jeśli nie, przyniosę. Nie wolno ci też odsłaniać zasłon. Okna
możesz otwierać tylko nocą. Pokój będzie zamknięty, ale będę przynosił ci
śniadania. Wieczorem możesz wychodzić, jeśli chciałabyś porozmawiać. Ale nie
wolno ci wyjść na zewnątrz. Jeszcze nie.
Rachela nie odpowiadała. Zgadzała się na
wszystko, potakując. To, co mówił, brzmiało jak dawno wyuczona formułka.
– To dla twojego bezpieczeństwa. Twojego i
mojego.
– Oczywiście. Wszystko rozumiem.
– Dobrze. – Odwrócił się na pięcie i po
prostu wyszedł. Usłyszała szczęk przekręcanego w zamku klucza.
Poczuła się jeszcze bardziej samotna niż
wtedy, gdy patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Samotna i zamknięta. W
więzieniu. Innym niż poprzednie, ale wciąż więzieniu.
Usiadła przy stole. Dopiero teraz zauważyła,
że stoi na nim talerz z jedzeniem, którego nie ruszyła. Obok niego leżała
książka, więc przyciągnęła ją do siebie z ochotą. Gdy w świetle lampy nareszcie
zobaczyła dokładnie okładkę, zamarła.
Jej „Faust”.
Bardzo mi się ten rozdział podobał. Zwłaszcza opis pokoju "na chwilę" i porównanie do osoby esesmana. I to, jaki Faust był w tym rozdziale. I spostrzeżenia Racheli. I w ogóle - wszystko. Rzeczywiście, facet czuł się nieco neiswojo, ale co poradzić? Pewnie stresował się, że ktoś coś usłyszy, zastanawiał się, czy zrobił dobrze i jakie będą tego konsekwencje. To wszystko się zazębia i och! Tak bardzo mi się podobało, że nie mogę skleić sensownego zdania :P
OdpowiedzUsuńHehe, w pewnym momencie - w tym, gdy Faust mówi jej, żeby się umyła, - przypomniało mi się jedno moje skończone opowiadanie, które było ff potterowskim xD i to skojarzenie nie opuszczało mnie do końca haah :P Śmieszne uczucie, wiesz? :)
Pozdrawiam! :)
No, no Rachela i Faust zamieszkali razem? Coś podobnego! Przyznaję, że coraz bardziej wciągam się w Twoją historię. Jest naprawdę niesamowicie interesująca... Oj, ten układ jest bardzo niezręczny Niemiec, a właściwie esesman i żydowska dziewczyna. Nie wiem, czy to ma szanse utrzymać się na dłuższą metę/ Jak się ktoś o tym dowie będą kłopoty... Mam nadzieję, że z Ireną wszystko dobrze, oby tylko nie zginęła w tym cholernym obozie? Zostały jeszcze dwie sprawy na sam koniec mojego komentarza. No więc już dawno chciałam Cię spytać, ile mniej więcej planujesz rozdziałów "Fausta"? To zdecydowanie Twój klimat! Także oby ta opowieść szybko się nie skończyła... Czy będziesz jeszcze coś tworzyć po zakończeniu tej skomplikowanej wojennej epopei? Jeśli chodzi o tę drugą sprawę to muszę Ci powiedzieć, że w najbliższej przyszłości, kiedy wreszcie wrócę do pisania napiszę taką swoją miniaturową opowieść wojenną. Trochę nietypową coś, co klimatem będzie przypominać film "Życie jest piękne" Pewnie jako znawczyni i miłośniczka okresu II wojny światowej, kiedyś to oglądałaś, co? Na pomysł wpadłam, jak czytałam Twoje opowiadanie po prostu mnie zainspirowałaś. Także już teraz Cię zapraszam powiadomię osobiście, kiedy już je opublikuję na blogu. To chyba tyle ode mnie. Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję za kolejną porcję niezwykłych wrażeń! Pa!
OdpowiedzUsuńWell, jak mówią Brytole, zacznijmy od tego,że jakby ktoś dowiedział się, że Veit ma w mieszkaniu kogokolwiek (nie tylko Żydówkę), to byłoby po agencie. A układ Niemiec-Żydówka jest podwójnie niezręczny.
UsuńO Irenie jeszcze napiszę, także wszystkiego się dowiesz.
Co do liczby rozdziałów, to ostatnio podliczyłam, że pewnie wyjdzie mi trzydzieści kilka. Nie powinnam przekroczyć czterdziestu w każdym razie.
Opowiadanie w stylu "Życie jest piękne"? To może być interesujące, szczególnie że to specyficzna historia jest w tym filmie.
Łiii, jestem inspiracją! Bo się zaczerwienię! ;)
Zapomniałam dodać, że z pewnością będę coś tworzyć po skończeniu "Fausta", blogowanie uzależnia.
UsuńChodzi mi po głowie pomysł założenia bloga z jakimiś krótkimi formami o różnej tematyce, ale jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie.
Jak wcześniej cała postawa Racheli bardzomi się podobało i wydawała odpowiednia, tak teraz nie mogę oprzeć sie wrażeniu, że ona za szybko przeszła z rozsypki do walczacego o swoje prawa. Wytyka Veitowi sprawy, marudzi, a przecież powinna zdawać sobie sprawę jak wiele dla niej zaryzykował. To trochę tak jakby dać dziecku lizaka, a to marudzi, że za mały i nie taki smak... Po prostu w tym rozdziale ona mnie irytuje i choć niby coś tam pod koniec ogarnia, to nie zaciera to złego wrażenia. I jeszcze ta obietnica, którą to wreszcie raczył dorzymać! - powinna się cieszyć, że wogóle to zrobił, bo inni na jego miejscu by to olali.
OdpowiedzUsuńZa to Veit mi dalej imponuje. Naprawdę. Facet po prostu ma jaja. Znosi skargi Racheli, potrafi przywołać ją do porządku. On jakoś nie zwraca tak bardzo uwagi na to kim ktoś jest z urodzenia (Rachela patrzy Niemiec - myśli zły i karać trzeba, tak to wygląda teraz), ma w sobie tyle sprzeczności, nie ma domu, ani rodziny - i daje sobie radę. Mało tego wbrew nieprzyjemnym uwagom pomaga Polakom i Żydom, którzy dość nieprzychylnie na niego spoglądają. I jeszcze ten wspaniały opis mieszkania - to naprawdę pokazuje jaki on jest, jak samotny się stał i ile ma w sobie hartu ducha. Przy nimnaprawde dałaś czadu! Serio - uwielbiam nawet to jego garbienie się i mrukliwość, a Rachela niech spada z "nijakością"! Kurczę no to typ, co ją wyciągnął z getta! Nie musi mieszkać w willi i zawieszać obrazków na ścianie - po co to? W końcu mogą go przenieść i raczej nie będą czekali aż zabierze wszystkie graty...
To mie się komentarz podzieli na dwie części... mam nadzieję, że jakoś w miarę składnie to wygląda i dalej czekam na "dzieci burzy" :D
Pozdrwiam.
Tak, Rachela w tym rozdziale rzeczywiście miała irytować, ale co do momentu, w którym mówi "Jesteś Niemcem!" - tutaj bardziej chodzi o to, że jest to podwójnie niebezpiecznie i po prostu wydaje się być szalonym pomysłem. Ale masz rację, trochę też Fausta osądza. Ale czy w tym opowiadaniu pojawił się ktoś, kto by go nie osądzał? Chyba tylko Ewa Woyciechowska.
UsuńTo prawda, dla Racheli teraz Faust jest nijaki, ale wszyscy wiedzą, że nie jest. Trochę to czasu zajmie nim bohaterka się o tym przekona, ale w końcu to doceni.
Kurcze, a co do tego pomagania Polakom wbrew wszystkiemu... Ciekawa jestem, jak ci się spodoba następny rozdział, w którym jest właśnie takie bardzo niewdzięczne, ale też chyba szczere spojrzenie na Polaków. Będę musiała ten rozdział obłożyć ostrzeżeniami żeby mi się jacyś narodowcy nie zlecieli i nie odsądzili od czci, wiary i patriotyzmu...
Pewnie masz racje i większość jakoś go tak raczej niemiło klasyfikuje. Ale on rarował Rachelę, zaryzykował życie dla durnej obietnicy złożonej nieznajomej - a to zobowiązuje. I tak mi podpadła ;)
UsuńA mi się to podoba nie dla samej pomocy, ale dlatego że przełamuje schematy. Jak w następnym wrzycisz Polaka, co to doniesie na jakiegoś Żyda (wara tylko od Racheli, bo i Faust by oberwał) lub będzie współpracował z Niemcami czy co tam masz - to bardzo chętnie. Nie oszukujmy się - nikt nie był święty i choć teraz mówi się tylko o tych pomagajacych i pozytywnych postaciach, to większość stanowiła ich odwrotność. Jakoś się temunie dziwię i nie zaskoczy mnie to specjalnie - kiedyś w związku z jakiś filmem były tego typu kontrowersje, prawda? Przynajmniej jego autor był szczery wobec siebie i przeszłości. Nie to co tacy Ameryknie, którzy wiecznie są przekonani o swej wspaniałości, podczas gdy wywodzą się z najgorszych kanalii i rzezimieszków - ironia? Chyba tak.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMhm piszesz w pierwszej osobie. Zawsze wydawało mnie się to trudne.Wpadłam tu przypadkiem i pierwsze co to w oczy rzucił mi sie nagłówek i kolorystyka.Ciekawa historia i doś hmm.. specyficzna. Nigdy takiej poprzendio nie spotkałam i nie miałam styczności.ta jest głęboka.Gdy czytałam rozdział miałam wrażenie jakbym tam była i była obserwatorem, słyszał i czuła wszystko.Widziałm to! Mało kto ma tak świetne pomysły na to co piszę.Zazzdroszczę. gdybyś chciała zobaczyć coś mojego zapraszam na evenity.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCo byś powiedziała na współpracę?
Odezwij się :]
Nie piszę w pierwszej osobie - to po pierwsze. Po drugie pojęcia nie mam, co rozumiesz przez współprace.
UsuńAle mimo to dziękuję za komplementy
ANONYMA
Rachela i Faust, w końcu się doczekaliśmy, hiehiehie.
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się opis mieszkania oraz wzmianka o ciekawskiej sąsiadce. To było takie naturalne i prawdziwe, że jednak obok Fausta mieszkają inni ludzie.
W sumie pokoik Racheli wygląda jak taki, hm, schowek. Skojarzyło mi się ze schowkiem Harry'ego Pottera xD. Wiem, że skojarzenie nie na miejscu, ale co zrobić.
Mieszkanie na chwilę, hm. Ciekawe na jaką chwilę. Ach, nie mogę się doczekać zakończenia, bo jestem strasznie ciekawa, coś wymyśliła dla naszego Veita i Racheli.