piątek, 8 lutego 2013

Rozdział dwudziesty drugi

Zgodnie z obietnicą cofamy się do zakończenia rozdziału dwudziestego:


     Sierpień 1942 r., Warszawa, strona aryjska
     W ciemnościach niezupełnie poznawała drogę. Na domiar złego Faust prowadził ją bocznymi uliczkami, chowając się w bramach, jeśli tylko usłyszał jakiś szmer. Niemniej jednak wydawało jej się, że prowadzi ją do centrum.
     Chociaż lato było w pełni, noc była chłodna, a ona miała przemoczone stopy i spódnicę. Zmarzła, więc zaczęła szczękać zębami. Właśnie po raz kolejny przystanęli w bramie, czekając, aż ucichnie odgłos kroków kogoś, kto szedł po przeciwnej stronie, gwiżdżąc fałszywie.
     – Już niedaleko – powiedział, zwracając na nią uwagę po raz pierwszy, odkąd wyszli z kanału.
     Jego szept: chrapliwy i bardzo nieprzyjemny, był dla niej takim zaskoczeniem, że drgnęła niespokojnie, a potem zaczęła szczękać zębami nieco głośniej.
– Już naprawdę niedaleko – dodał, kładąc jej rękę na ramieniu. Miała ochotę się odsunąć: jego dłoń była ciężka i lodowata.
     – Myhym – mruknęła jednak tylko, nie wierząc sobie na tyle, by spróbować wyartykułować jakąś składną odpowiedź.
     Oczy same jej się zamykały ze zmęczenia, więc nie miała pojęcia, ile czasu minęło między wyjściem z owej bramy a dotarciem do kamiennicy.
     Otworzył drzwi wejściowe, wszedł jednak pierwszy: najwyraźniej po to, by sprawdzić, czy jest bezpiecznie.
     – Teraz cicho – mruknął, gdy zamykał za nią drzwi.
     Nim zorientowała się, co się właściwie dzieje, on ruszył przed siebie. Miała ochotę wbiec na górę, ale coś jej mówiło, że powinna zachowywać się przyzwoicie i naprawdę cicho.
    – W nocy panią Hirsch potrafi zainteresować nawet najcichszy dźwięk – powiedział wyjaśniającym tonem, nawet się nie oglądając.
     Rachela miała ochotę spytać, kim jest pani Hirsch i skąd Faust to wie, lecz posłusznie milczała. Mężczyzna zaczął wspinać się na schody: a szedł powoli, zatrzymując się na każdym stopniu, nasłuchując. Najwyraźniej nie chciał, by ktokolwiek usłyszał nawet pojedyncze kroki.
     Po kilku minutach wyraźnie usłyszała jego ciężki, przyspieszony oddech. Zupełnie nie pomyślała o tym, jak bardzo on musi być zmęczony, jak bardzo zdenerwowany. Miała zignorować nakaz milczenia, ale wtedy się zatrzymał. Stanęli przed jakimiś drzwiami. Faust długo szperał w plecaku, nim znalazł klucze. Otworzył drzwi i tym razem wpuścił ją pierwszą.
     Gdy zapalił światło w przedpokoju, rozejrzała się ciekawie po wnętrzu, lecz prawdę mówiąc, niewiele było do oglądania: po prawej miała zamknięte drzwi, zapewne od łazienki, po lewej światło wpadało do niewielkiej, zagraconej kuchni. Na wprost wejścia przedpokój otwierał się na salon, zapewne pokój przechodni, ale tam światło nie docierało na tyle, by mogła mu się przyjrzeć. Sam korytarz był smutny i zupełnie bezosobowy: skromny drewniany wieszak był jedyną ozdobą ścian, wyłożonych najtańszą tapetą.
     – Czy to jest to… bezpieczne mieszkanie? – zapytała, zupełnie nieświadomie, szeptem.
     – Tak – odszepnął.
     Postawił plecak tuż przy drzwiach, obok kosza na parasole, odsapnął.
     – Do kogo należy? Będę mieszkać tu sama, czy jeszcze z kimś?
     Zaskoczył ją po raz wtóry, uśmiechając się.
     – Ze mną. Będziesz mieszkać ze mną. Tylko chwilowo, dopóki nie znajdziemy czegoś – odchrząknął – odpowiedniejszego.
     Rachela przez chwilę stała, zupełnie oniemiała, otwierając i zamykając usta, mrugając szybko. Potem podeszła do niego, tak blisko, że ich twarze dzieliły jedynie centymetry. Syknęła ze złością:
     – Jesteś Niemcem!
     – Tylko w połowie – odburknął niesympatycznym tonem, jakby z wyrzutem.
     Wyminął ją i wszedł do kuchni.
     – To niebezpiecznie. Dla ciebie i dla mnie.
 Nie odpowiedział, rzucił jej tylko pełne irytacji spojrzenie mówiące „dla mnie to nie pierwszyzna”, zapalił światło w kuchni. Zrezygnowana podążyła za nim, a on bezceremonialnie pchnął ją na jedno z dwóch krzeseł, stojących przy niewielkim stoliku. Była zbyt zdezorientowana, by się oburzyć, by jęknąć boleśnie i choć spróbować rozmasować rozluźniające się powoli mięśnie.
     – Zrobię ci coś do jedzenia. I zagrzeję wodę do kąpieli. Nie chce być niedelikatny, lecz oboje cuchniemy, Rachelo Blum – powiedział, tym razem najzupełniej normalnym tonem.
     W odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Mężczyzna wyciągnął spod stolika duży, emaliowany sagan. Potem wyszedł. Dziewczyna słyszała jednostajny szum wody. Po kilku chwilach Faust wrócił. Postawił gar na kuchni, zapalając pod nim ogień. Potem zakręcił się, trzaskając talerzami, stojącymi na niewielkim blacie.
    –  Jedzenie, jedzenie…  mruczał, bardziej do siebie, niż do niej, unosząc pokrywki, pod którymi ktoś przezornie wszystko ukrył. – Pojęcia nie mam, czy cokolwiek z tego jest koszerne. Pewnie nie…
     – Kto chciał w getcie zachować koszer, ten umarł z głodu – skomentowała.
    – Nie chce uwłaczać jakimkolwiek zasadom twojej religii – mruczał dalej, tak jakby nie usłyszał jej uwagi. – Powidła? – zapytał, pokazując jej jeden ze słoików.
***
     Rachela grzebała łyżeczką w wyłożonych na spodeczek powidłach, nagle straciwszy ochotę na cokolwiek. Nie widzieć czemu, znów nabrała przekonania, że wcale nie wydostała się z getta, a cała ta groteskowa sytuacja jest jedynie snem. Gdyby teraz na przykład się uszczypnęła, na pewno by się obudziła. Zerknęła na siedzącego po drugiej stronie stołu Fausta: mężczyzna siedział zgarbiony, otaczając dłońmi filiżankę. Filiżanka była wyszczerbiona, wyglądała na starą. Mieszkanie też było urządzone dość ubogo, przede wszystkim staroświecko, bez gustu, co sprawiało wrażenie tymczasowości: wszystko było tu „na chwilę”; nawet Faust był tu tylko gościem, nie mieszkańcem – nie był częścią własnego domu, dom nie należał do niego i nigdy należeć nie będzie. To zabawne, kiedyś myślała tak samo o getcie, ono też miało być tylko tymczasowym punktem podróży. Faust był sprowadzony do poziomu rzeczy, takiej samej jak ta wyszczerbiona, tania filiżanka, był rzeczą niestałą, tymczasową, zawodną. Kimś, kto w każdej chwili może stać się przeszłością, tylko cieniem dawnej nowości. Rachela uświadomiła sobie, że Faust jest niczym więcej jak narzędziem. I ona jest narzędziem, równie tymczasowym, co on.
     Tylko kto tu kogo wykorzystuje? To było tajemnicą. Czy Faust jest narzędziem systemu, narzędziem swojego Wodza, czy narzędziem pewnych kręgów polskiego podziemia? Najbardziej bała się jednak tego, że Faust jest jedynie narzędziem własnych wyrzutów sumienia.
     Westchnęła, raz jeszcze obróciła w palcach kromkę chleba, którą jej dał, a potem odłożyła ją na talerzyk. Schowała ręce pod stołem. Podwinęła rękaw swetra, uszczypnęła się mocno. Tak mocno, że aż nie powstrzymała syknięcia.
        – Co ty wyprawiasz? – zapytał, podnosząc na nią wzrok.
        – Nic. Absolutnie nic.
     Niemiec wstał, podszedł do kuchenki. Zajrzał do ogromnego garnka, w którym gotował wodę do kąpieli.
     – Uszczypnęłaś się, prawda?
     Nie odwrócił się w jej stronę, gdy pytał, ale była pewna, że się uśmiechał. Nie wiedzieć czemu, rozwścieczyło ją to.
     – Cóż, mam chyba prawo nie wierzyć w to, co się dzieje. Nie wierzę ci, mimo iż dotrzymałeś w końcu przeklętej obietnicy.
     Milczał, lecz widziała, jak jego ramiona powoli opadają, jak garbi się i niknie z każdym zdaniem, które wypowiadała. Kiedy jednak w końcu się odwrócił, wyraz twarzy miał zacięty, oczy zimne.
     – Jesteś niewdzięczna. I nieuprzejma. Ale prawo masz, oczywiście. Wszelkie prawo.
     Udało mu się ją zawstydzić. Ton jego głosu był tak obojętny, że aż karcący.
     – Przepraszam – wymamrotała.
     Wzruszył ramionami, gasząc ogień pod saganem. Wyszedł do łazienki, znów usłyszała szum wody .
     Jestem głupia. Głupia i niewdzięczna.
     Gdy wrócił, nabrała powietrza w płuca i przeprosiła go raz jeszcze. Tym razem na nią spojrzał, a w jego oczach nie było złości.
     – Nie musisz mnie przepraszać, Rachelo. Doskonale cię rozumiem. A przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem – rzekł.
     Zatarł dłonie, przygryzł dolną wargę. Nie był pewny, co powinien teraz zrobić. Zawahał się, jakby chciał usiąść obok, lecz ostatecznie tego nie zrobił. Pochylił się tylko, zabierając jej sprzed nosa chleb i spodek z powidłami.
     – Możesz iść, kąpiel gotowa. Jedzenie zaniosę do twojego pokoju.
***
     Długo przyglądała się sobie w lustrze. Szukała na swojej twarzy znaków: przecież coś musiało się zmienić. Nie, wyglądała tak samo jak wczoraj: napięta, szarawa skóra, zapadnięte policzki, wysokie czoło. Żyła na prawej skroni nienaturalnie widoczna.
     Czuła pulsowanie krwi. Skupiała się na nim i uspokajała.
     Sięgnęła ku włosom, rozplotła kok. Dawno już nie nosiła warkocza, nie miała z czego go zrobić: włosy były łamliwe, większość wypadła. Jeszcze tak niedawno mogła szczycić się grubymi, błyszczącymi splotami. Dziś była cieniem samej siebie.
     Nie. Była zupełnie kimś innym. Nie miała już ani rodziny, ani przyjaciół, nie zostało w niej ani odrobiny siły na dawne pasje. Wyglądała też jak zupełnie inna kobieta.
     Przed gettem wszystko było inaczej.
     Siedziała w wannie, dopóki woda zupełnie nie wystygła. Dopiero wtedy też Faust zapukał cicho do drzwi.
     – Powinnaś już wyjść – poinformował ją, tonem zupełnie wypranym z emocji.
     Nie był ani uprzejmy, ani niemiły. Racheli trudno było powiedzieć, jaki właściwie jest. Jedyna odpowiedź, jaka jej przychodziła do głowy to „nijaki”. Może „dziwny”. A już na pewno „nienaturalny”.
     Kiedy wyszła z łazienki, okazało się, że stał pod drzwiami. Rachela poczuła się niepewnie. Jego zachowanie było dziwne: co prawda mogła wyczuć, iż to nie pierwszy raz, kiedy przyprowadza taką akcję, a jednak miała wrażenie, że ta sytuacja zupełnie go przerasta.
     Jesteś Żydówką, on jest Niemcem, esesmanem. Czemu się dziwisz?
     Faust zaprowadził ją do salonu. Stanęła na progu, rozglądając się ciekawie. Na chwilę zatrzymała wzrok na załamanej kanapie, na starej lampie i na wypełnionych książkami półkach. Właściwie tylko ten niewielki zakątek był przytulny, bo wyglądał na używany. Poustawiane oparciami do stołu krzesła, nienakryty serwetą blat i zaciągnięte zasłony nie sprawiały wrażenia, że ktoś korzysta z tego mieszkania.
     Mężczyzna otworzył szafę. Pomyślała, że chce ukryć tam plecak z jej rzeczami, więc nie zwracała uwagi na chroboty i ciche klątwy.
     – Wejdź, proszę. – Spojrzała w jego stronę. Uniosła brew.
     Do szafy?
     – Wiem, że to wygląda dziwnie – dodał, gdy podeszła do niego powoli i niepewnie. Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, więc dostrzegła cień uśmiechu, choć jego głos pozostawał wciąż obrzydliwe obojętny.
     Gdy zajrzała do wnętrza, okazało się, iż za tylną ścianą szafy – teraz zdemontowaną – znajdują się drzwi do jeszcze jednego pokoju. Były lekko uchylone, więc z ciekawości pchnęła je nieco. Nie zobaczyła jednak nic, ponieważ było tam zupełnie ciemno. Weszła więc, nie widząc innego wyboru. Faust zapalił lampę naftową, która stała na stoliku. Światło jednak nie docierało do kątów pokoju.
     Pokoik był niewielki. Stoliczek, dwa krzesła, komoda, na której stała miednica i dzbanek z wodą oraz łóżko – to były wszystkie sprzęty. Na podłodze nie leżał dywan, na ścianach nie było ani jednego obrazka. Rachela westchnęła.
     – Nie wolno ci korzystać ze światła innego niż  to lub ta lampa stająca przy łóżku. Gdyby to było za mało, w jednej z szuflad powinny być świece. – Ruchem głowy wskazał komodę. – Jeśli nie, przyniosę. Nie wolno ci też odsłaniać zasłon. Okna możesz otwierać tylko nocą. Pokój będzie zamknięty, ale będę przynosił ci śniadania. Wieczorem możesz wychodzić, jeśli chciałabyś porozmawiać. Ale nie wolno ci wyjść na zewnątrz. Jeszcze nie.
     Rachela nie odpowiadała. Zgadzała się na wszystko, potakując. To, co mówił, brzmiało jak dawno wyuczona formułka.  
     – To dla twojego bezpieczeństwa. Twojego i mojego.
     – Oczywiście. Wszystko rozumiem.
     – Dobrze. – Odwrócił się na pięcie i po prostu wyszedł. Usłyszała szczęk przekręcanego w zamku klucza.
     Poczuła się jeszcze bardziej samotna niż wtedy, gdy patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Samotna i zamknięta. W więzieniu. Innym niż poprzednie, ale wciąż więzieniu.
     Usiadła przy stole. Dopiero teraz zauważyła, że stoi na nim talerz z jedzeniem, którego nie ruszyła. Obok niego leżała książka, więc przyciągnęła ją do siebie z ochotą. Gdy w świetle lampy nareszcie zobaczyła dokładnie okładkę, zamarła.
     Jej „Faust”.

11 komentarzy:

  1. Bardzo mi się ten rozdział podobał. Zwłaszcza opis pokoju "na chwilę" i porównanie do osoby esesmana. I to, jaki Faust był w tym rozdziale. I spostrzeżenia Racheli. I w ogóle - wszystko. Rzeczywiście, facet czuł się nieco neiswojo, ale co poradzić? Pewnie stresował się, że ktoś coś usłyszy, zastanawiał się, czy zrobił dobrze i jakie będą tego konsekwencje. To wszystko się zazębia i och! Tak bardzo mi się podobało, że nie mogę skleić sensownego zdania :P
    Hehe, w pewnym momencie - w tym, gdy Faust mówi jej, żeby się umyła, - przypomniało mi się jedno moje skończone opowiadanie, które było ff potterowskim xD i to skojarzenie nie opuszczało mnie do końca haah :P Śmieszne uczucie, wiesz? :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no Rachela i Faust zamieszkali razem? Coś podobnego! Przyznaję, że coraz bardziej wciągam się w Twoją historię. Jest naprawdę niesamowicie interesująca... Oj, ten układ jest bardzo niezręczny Niemiec, a właściwie esesman i żydowska dziewczyna. Nie wiem, czy to ma szanse utrzymać się na dłuższą metę/ Jak się ktoś o tym dowie będą kłopoty... Mam nadzieję, że z Ireną wszystko dobrze, oby tylko nie zginęła w tym cholernym obozie? Zostały jeszcze dwie sprawy na sam koniec mojego komentarza. No więc już dawno chciałam Cię spytać, ile mniej więcej planujesz rozdziałów "Fausta"? To zdecydowanie Twój klimat! Także oby ta opowieść szybko się nie skończyła... Czy będziesz jeszcze coś tworzyć po zakończeniu tej skomplikowanej wojennej epopei? Jeśli chodzi o tę drugą sprawę to muszę Ci powiedzieć, że w najbliższej przyszłości, kiedy wreszcie wrócę do pisania napiszę taką swoją miniaturową opowieść wojenną. Trochę nietypową coś, co klimatem będzie przypominać film "Życie jest piękne" Pewnie jako znawczyni i miłośniczka okresu II wojny światowej, kiedyś to oglądałaś, co? Na pomysł wpadłam, jak czytałam Twoje opowiadanie po prostu mnie zainspirowałaś. Także już teraz Cię zapraszam powiadomię osobiście, kiedy już je opublikuję na blogu. To chyba tyle ode mnie. Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję za kolejną porcję niezwykłych wrażeń! Pa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Well, jak mówią Brytole, zacznijmy od tego,że jakby ktoś dowiedział się, że Veit ma w mieszkaniu kogokolwiek (nie tylko Żydówkę), to byłoby po agencie. A układ Niemiec-Żydówka jest podwójnie niezręczny.
      O Irenie jeszcze napiszę, także wszystkiego się dowiesz.
      Co do liczby rozdziałów, to ostatnio podliczyłam, że pewnie wyjdzie mi trzydzieści kilka. Nie powinnam przekroczyć czterdziestu w każdym razie.
      Opowiadanie w stylu "Życie jest piękne"? To może być interesujące, szczególnie że to specyficzna historia jest w tym filmie.
      Łiii, jestem inspiracją! Bo się zaczerwienię! ;)

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać, że z pewnością będę coś tworzyć po skończeniu "Fausta", blogowanie uzależnia.
      Chodzi mi po głowie pomysł założenia bloga z jakimiś krótkimi formami o różnej tematyce, ale jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie.

      Usuń
  3. Jak wcześniej cała postawa Racheli bardzomi się podobało i wydawała odpowiednia, tak teraz nie mogę oprzeć sie wrażeniu, że ona za szybko przeszła z rozsypki do walczacego o swoje prawa. Wytyka Veitowi sprawy, marudzi, a przecież powinna zdawać sobie sprawę jak wiele dla niej zaryzykował. To trochę tak jakby dać dziecku lizaka, a to marudzi, że za mały i nie taki smak... Po prostu w tym rozdziale ona mnie irytuje i choć niby coś tam pod koniec ogarnia, to nie zaciera to złego wrażenia. I jeszcze ta obietnica, którą to wreszcie raczył dorzymać! - powinna się cieszyć, że wogóle to zrobił, bo inni na jego miejscu by to olali.
    Za to Veit mi dalej imponuje. Naprawdę. Facet po prostu ma jaja. Znosi skargi Racheli, potrafi przywołać ją do porządku. On jakoś nie zwraca tak bardzo uwagi na to kim ktoś jest z urodzenia (Rachela patrzy Niemiec - myśli zły i karać trzeba, tak to wygląda teraz), ma w sobie tyle sprzeczności, nie ma domu, ani rodziny - i daje sobie radę. Mało tego wbrew nieprzyjemnym uwagom pomaga Polakom i Żydom, którzy dość nieprzychylnie na niego spoglądają. I jeszcze ten wspaniały opis mieszkania - to naprawdę pokazuje jaki on jest, jak samotny się stał i ile ma w sobie hartu ducha. Przy nimnaprawde dałaś czadu! Serio - uwielbiam nawet to jego garbienie się i mrukliwość, a Rachela niech spada z "nijakością"! Kurczę no to typ, co ją wyciągnął z getta! Nie musi mieszkać w willi i zawieszać obrazków na ścianie - po co to? W końcu mogą go przenieść i raczej nie będą czekali aż zabierze wszystkie graty...
    To mie się komentarz podzieli na dwie części... mam nadzieję, że jakoś w miarę składnie to wygląda i dalej czekam na "dzieci burzy" :D
    Pozdrwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Rachela w tym rozdziale rzeczywiście miała irytować, ale co do momentu, w którym mówi "Jesteś Niemcem!" - tutaj bardziej chodzi o to, że jest to podwójnie niebezpiecznie i po prostu wydaje się być szalonym pomysłem. Ale masz rację, trochę też Fausta osądza. Ale czy w tym opowiadaniu pojawił się ktoś, kto by go nie osądzał? Chyba tylko Ewa Woyciechowska.
      To prawda, dla Racheli teraz Faust jest nijaki, ale wszyscy wiedzą, że nie jest. Trochę to czasu zajmie nim bohaterka się o tym przekona, ale w końcu to doceni.
      Kurcze, a co do tego pomagania Polakom wbrew wszystkiemu... Ciekawa jestem, jak ci się spodoba następny rozdział, w którym jest właśnie takie bardzo niewdzięczne, ale też chyba szczere spojrzenie na Polaków. Będę musiała ten rozdział obłożyć ostrzeżeniami żeby mi się jacyś narodowcy nie zlecieli i nie odsądzili od czci, wiary i patriotyzmu...

      Usuń
    2. Pewnie masz racje i większość jakoś go tak raczej niemiło klasyfikuje. Ale on rarował Rachelę, zaryzykował życie dla durnej obietnicy złożonej nieznajomej - a to zobowiązuje. I tak mi podpadła ;)
      A mi się to podoba nie dla samej pomocy, ale dlatego że przełamuje schematy. Jak w następnym wrzycisz Polaka, co to doniesie na jakiegoś Żyda (wara tylko od Racheli, bo i Faust by oberwał) lub będzie współpracował z Niemcami czy co tam masz - to bardzo chętnie. Nie oszukujmy się - nikt nie był święty i choć teraz mówi się tylko o tych pomagajacych i pozytywnych postaciach, to większość stanowiła ich odwrotność. Jakoś się temunie dziwię i nie zaskoczy mnie to specjalnie - kiedyś w związku z jakiś filmem były tego typu kontrowersje, prawda? Przynajmniej jego autor był szczery wobec siebie i przeszłości. Nie to co tacy Ameryknie, którzy wiecznie są przekonani o swej wspaniałości, podczas gdy wywodzą się z najgorszych kanalii i rzezimieszków - ironia? Chyba tak.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mhm piszesz w pierwszej osobie. Zawsze wydawało mnie się to trudne.Wpadłam tu przypadkiem i pierwsze co to w oczy rzucił mi sie nagłówek i kolorystyka.Ciekawa historia i doś hmm.. specyficzna. Nigdy takiej poprzendio nie spotkałam i nie miałam styczności.ta jest głęboka.Gdy czytałam rozdział miałam wrażenie jakbym tam była i była obserwatorem, słyszał i czuła wszystko.Widziałm to! Mało kto ma tak świetne pomysły na to co piszę.Zazzdroszczę. gdybyś chciała zobaczyć coś mojego zapraszam na evenity.blogspot.com
    Co byś powiedziała na współpracę?
    Odezwij się :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie piszę w pierwszej osobie - to po pierwsze. Po drugie pojęcia nie mam, co rozumiesz przez współprace.
      Ale mimo to dziękuję za komplementy

      ANONYMA

      Usuń
  6. Rachela i Faust, w końcu się doczekaliśmy, hiehiehie.
    Bardzo podobał mi się opis mieszkania oraz wzmianka o ciekawskiej sąsiadce. To było takie naturalne i prawdziwe, że jednak obok Fausta mieszkają inni ludzie.
    W sumie pokoik Racheli wygląda jak taki, hm, schowek. Skojarzyło mi się ze schowkiem Harry'ego Pottera xD. Wiem, że skojarzenie nie na miejscu, ale co zrobić.
    Mieszkanie na chwilę, hm. Ciekawe na jaką chwilę. Ach, nie mogę się doczekać zakończenia, bo jestem strasznie ciekawa, coś wymyśliła dla naszego Veita i Racheli.

    OdpowiedzUsuń