zła pragnąc


Na początku był czyn!


            Veit Boelke wlókł się na końcu pochodu, z rzadka podnosząc oczy na prezentowane przez kolegów ewenementy. Zupełnie nie rozumiał idei poglądowych wypraw do warszawskiego getta, lecz najwyraźniej jego współpracownicy traktowali to jak wycieczkę do ZOO. Śmiali się głośno, wskazując sobie palcami ortodoksyjnych Żydów z długimi brodami i pejsami, od czasu do czasu rzucając obsceniczne komentarze w kierunku młodych Żydówek. Zresztą, starych też nie oszczędzali, nieustannie robiąc im zdjęcia.
     Nagle z jednej z bocznych uliczek dobiegł go wysoki, pełen boleści krzyk. Zatrzymał się. Wsunąwszy ręce do kieszeni czekał, aż jego towarzysze, którzy z pewnością nawet nie chcieli słyszeć wezwań pomocy, odejdą na bezpieczną odległość. Gdy zniknęli za rogiem, ruszył w kierunku źródła krzyku. Okazało się, że krzyczała młoda dziewczyna, bez pamięci okładana pasem przez umundurowanego Niemca
     -Co tu się wyprawia?! - warknął. Niemiec spojrzał na niego i natychmiast stanął na baczność. Żydówka wciąż siedziała na ziemi, osłaniając rękami głowę.
     -Herr Untersturmführer! - odkrzyknął w odpowiedzi mężczyzna - melduję, że ona… To… Zepsuła już drugie futro w tym miesiącu - wyjaśnił. Boelke westchnął. Futra. Odkąd rozkazano, by Żydzi oddali swoje futra, musieli je sami przerabiać na stroje dla aryjczyków w małych, półlegalnych warsztatach. Byli przy tym wyzyskiwani do granic możliwości. A często poza te granice.
     -I co w związku z tym? - zapytał. Żołnierz zmieszał się. Ręce zaplótł z tyłu, na plecach, jakby chciał schować pas przed jego wzrokiem.
     -To.. To kara - wydukał.
     -Kara… - powtórzył Veit. - Cóż, myślę, że winowajczyni ma już dość. Musi mieć jeszcze siłę pracować, nie sądzisz?
     -Tak.. Tak jest!
     -Odejdź - rozkazał. Mężczyzna posłusznie odmaszerował, chociaż co chwila oglądał się za siebie. Boelke niespiesznie podszedł do dziewczyny. Podbiegłe krwią siniaki szybko puchły na jej odkrytych przedramionach, którymi wciąż zasłaniała twarz. - Nie jesteś chyba najlepszą pracownicą, hm? - rzekł. Żydówka powoli podniosła głowę. Patrzyła na niego przez chwilę. Miała ładne, jasnoniebieskie oczy. Kilka pasm jej ciemnych włosów wysunęło się z koka, okalając jej twarz, o ostrych, wyrazistych rysach. Nic nie powiedziała. - Znasz niemiecki?- zapytał.
     -Tak - odrzekła drżącym, przestraszonym głosem.
     -Jak się nazywasz?
     -Rachela Sara…
     -Och, daruj sobie tę „Sarę” - warknął poirytowany. Zdjął czapkę. Dziewczyna wciąż na niego patrzyła, a oczy miała niczym dwa talerze. Tak, z pewnością nie spodziewała się, że jakikolwiek esesman może mówić podobne dyrdymały. Zresztą, Veit nigdy nie przypominał modelowego żołnierza. Ani, tym bardziej, stereotypowego aryjczyka. Wciąż chodził rozczochrany, a niegolona od kilku dni broda nadawała mu wygląd barbarzyńcy. No, a na dokładkę czasem uśmiechał się do innych. Zauważył, że Rachela patrzy się na jego mundur. Na klapie miał wyszyte błyskawice SS. Ten mundur i te błyskawice zawsze przerażały ludzi, co nie ułatwiało mu życia. - Jak się nazywasz? - powtrzył pytanie.
     -Rachela Blum -  powiedziała, tym razem nieco pewniejszym głosem.
     -Rachela - powtórzył, jakby chciał sobie zapamiętać to imię. - Zatem, Rachelo, dlaczego nie zapytasz mnie kim jestem i dlaczego rozmawiam z tobą zamiast rzucać inwektywami i batożyć?
     -Kim jesteś? - zapytała posłusznie. Tak, tamci w warsztacie z pewnością nauczyli jej karności. Uśmiechnął się. Oczy dziewczyny stały się jeszcze większe, chociaż myślał, że to już niemożliwe.
     -Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro - wyrecytował. Panna Blum gapiła się na niego bezmyślnie. Rozchyliła lekko usta, uniosła brew do góry, skrzywiła się. Wzięła go za wariata. Wzniósł oczy ku niebu, jakby szukał tam sprawiedliwości.
     - Kim jesteś? - powtórzyła pytanie, tym razem z większym niedowierzaniem. Veit uśmiechnął się nieznacznie.
     -Mów mi Faust, Rachelo. Bo wkrótce się zobaczymy i znów usłyszysz te słowa. Pomogę ci - odpowiedział.
     Odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając ją samą w smrodliwym zaułku. Wiedział jednak, że nie zostawia jej na długo.
Fragment „Pseudonimu <<Faust>>“


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz